niedziela, 22 czerwca 2014

Biznes jest biznesem 経験

 [Sora]

            - Wstawaj! Do cholery jasnej, nie mam zamiaru cię nieść - mruknął zły, siadając na trawie. Przyglądał się mi złowrogo, kiedy to leżałam padnięta na ziemi i jedyne o czym marzyłam to o świętym spokoju.
            Przebiegnięcie 5 km w dwadzieścia minut było dla mnie niesamowitym wyczynem. Jednak pokonanie tego samego dystansu plus dwie dwuminutowe walki z Hidanem, było dla mnie istną torturą. Dla siwowłosego była to raczej przyjemność, że może mnie zmieszać z błotem, a przy okazji potrenować.
            Kiedy ostatnie sekundy mojego upokorzenia dobiegły końca, upadłam na ziemię. Poranna rosa orzeźwiała moje ciało, a ja czułam niesamowitą ulgę. Minęła minuta zanim chociaż trochę uspokoiłam swój oddech i otworzyłam oczy. Dla mojego opiekuna był to już znak, że mogę iść dalej. Bo przecież skoro mam siłę otworzyć oczy, to mogę wstać i przebiec ponownie 5 km.
            Byłam wtedy na tyle zmęczona, że nawet w myślach nie potrafiłam go wyzwać od najgorszych. Jednak na przestrzeni tych kilku lat zauważyłam, że nawet i po treningu nie układałam dla niego wiązanek. Czułam do niego respekt. Bowiem mężczyzna nigdy mnie nie uderzył, bo miał takie widzi mi się. Te kilka razy, które dostałam szczotką nie liczyły się, treningi również. Leżąc ledwo żywa na ziemi nie musiałam się martwić, że zdenerwowany zaraz podejdzie i mnie kopnie. On jedynie patrzył zły i poganiał mnie słownie.
            - Sora masz minutę, aby wstać - powiedział cały czas mi się przyglądając.
            Minuta. Dlaczego ta minuta nie upłynie tak wolno jak na walce? Przed chwilą to powiedział, a już muszę wstawać. Powoli się podnosząc zaczęłam odczuwać uboczne skutki walki. Wątroba obita, kolano spuchnięte, naciągnięte ścięgno. To tylko kilka z objawów. Reszta pojawi się jeszcze dziś wieczorem, a jutro mogę mieć zakwasy na tyle mocne, że nie dane mi będzie iść do szkoły.
            Wstałam, a zaraz i on zrobił to samo. Poprawiłam kucyka z włosów i przetarłam dłońmi twarz. Boże, tak bardzo wtedy marzyłam o kąpieli i łóżku.
            Rozejrzałam się jeszcze dookoła. Znajdywaliśmy się na polanie niewielkiego podgórza. To tutaj zawsze przybiegaliśmy, kiedy miały być walki. Idealny zaciszny kącik, aby móc w spokoju poćwiczyć. Hidan zaczął powoli schodzić w dół kierując się w stronę sosnowego zagajnika. Ruszyłam za nim jak kaczuszka za matką. Na szczęście szedł na tyle wolno, abym mogła go dogonić.
            - Słuchaj dzisiaj kolega z klasy robi urodziny. Mogłabym chociaż na godzinę do niego iść? - zapytałam nieśmiało. Przecież znałam odpowiedź, a nie chciałam go denerwować. Tliła się we mnie mała nadzieja, że zaskoczy mnie i będą mogła.
            - Urodziny są co rok. Pójdziesz kiedy indziej.
            Zamilkłam. Gdybym jeszcze coś dopowiedziała, jedynie sporządziłabym sobie kłopotów w postaci jeszcze jednej walki, albo sprzątania całego domu. I szliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy. Rozkoszowałam się czystym powietrzem i czułam jak moje ciało powoli się regeneruje.
            - Hidan…
            - Co tam? - zapytał już nieco milszym tonem od poprzedniej wypowiedzi.
            - Dlaczego mnie przygarnąłeś? - zapytałam nie ukrywając zaciekawienia. Patrzyłam na jego twarz, aby zauważyć jak się delikatnie uśmiecha i przymyka lekko oczy jakby na wspomnienie wydarzeń.
            - Wiesz, byłaś pierwszym dzieckiem, które rzuciło się na mnie z nożem. Na dobrą sprawę to nie wiem, czemu cię wtedy nie zabiłem. Byłem chyba na tyle zaskoczony, że w jakiś sposób uwiodłaś mnie tym swoim zaangażowaniem. Machałaś ostrzem jak nienormalna, chcąc jedynie zabrać mi jedzenie - zaśmiał się. Też dobrze pamiętałam tę scenę. Ukradłam komuś nóż i chciałam go w jakiś sposób wykorzystać. Głodna i wycieńczona chodziłam przez ponad tydzień, więc w końcu zebrałam się na odwagę, aby zaatakować człowieka. Pech, a może i szczęście chciało, że trafiło na zabójcę.
            - Może wiesz coś na temat mojej siostry? - stwierdziłam, że jeżeli mężczyzna jest w dobrym humorze to może zechce powiedzieć mi coś o Tayuyi, którą jeszcze wtedy nie nienawidziłam i nawet jakoś za nią tęskniłam. Za tą starszą siostrą, która tak jak on dawała mi reprymendy, kiedy popełniłam błąd.
            - Sora rozmawialiśmy o tym. Tayuyi nie ma i nigdy nie było – zbył mnie tak jak zawsze. Czasem miałam wrażenie, że znał moją siostrę i jakiś nieprzyjemny wypadek sprawił, iż straciła w jego oczach.
            - Przecież musisz coś wiedzieć. Jesteś zabójcą, wiesz wszystko o wszystkich - stwierdziłam zażenowana.
            - Może i tak, ale to nie jest twoja sprawa. Życie przestępcze masz zostawić w spokoju, rozumiesz? Nigdy masz do tego nie wchodzić - zastrzegł mnie już po raz kolejny. Zawsze stawał się poważny, kiedy to mówił. Patrzył na mnie upominającym spojrzeniem, obserwując każdy mój ruch. Sokoli wzrok godny przestępcy. Nic mu nie umknie.
            - To po co mnie szkolisz w takim razie? Rozumiem, że sport to zdrowie, ale przesadą jest aby trzynastoletnie dziecko miało takie treningi.
            - Żebyś umiała się obronić. Uwierz mi, przyda ci się ta nauka.
           

            - Hidan nigdy nie chciał mi powiedzieć co się dzieje z Tayuyą. Po jakimś czasie stała się dla mnie osobą anonimową, jakbym jej nigdy nie znała. Nie pomogę ci - rzekłam upijając łyk piwa, które przyniósł Gaara.
            Wracałam z treningu, kiedy zastałam go siedzącego pod mymi drzwiami. Nie pytając o nic wpuściłam chłopaka do domu. Zapowiadał się chłodny listopad. Rano jak i wieczorami były już lekkie przymrozki i teraz tylko pozostało nam mieszkańcom czekać na pierwszy śnieg.
Lubiłam każdą porę roku. Wszystko posiadało swoje wady i zalety. Tak samo zima. Mimo że czasem mróz i opady śniegu mogły paraliżować niektóre dzielnice, czyli moją, to nie bluźniłam na to jak większość mieszkańców. Może dlatego, że nie posiadałam własnego środka transportu i zazwyczaj korzystałam z komunikacji miejskiej. Uwielbiałam patrzeć na ośnieżone drzewa, domy i samochody. Wszystko wtedy wyglądało tak niewinnie i potulnie. Jakby wiedziały, że nic im nie grozi, że są bezpieczne. Na dobrą sprawę ja sama się tak czułam, kiedy patrzyłam przez okno z kubkiem gorącej kawy.
Gaara po krótkiej bezsensownej pogadance zaczął wypytywać mnie o moją siostrę Tayuyę. Musiałam przywołać bardzo dużo wspomnień. Tych pogodnych i radosnych, ale także tych okrutnych. Piłam piwo i zatracałam się w swoim umyśle, a on posłusznie czekał, aż raczę coś powiedzieć.
- I nigdy się później nie spotkałyście? Ostatnim razem widziałyście się wtedy, kiedy uciekłaś z domu? - zapytał.
- Widziałyśmy się na mieście. Mimo że Kioto to duże miasto, to ciężko nie spotkać w nim znajomych. Spotkałyśmy się może z trzy razy. Rozpoznała mnie, a ja ją. Jednak nigdy nie odważyłyśmy się do siebie podejść. Gaara naprawdę ci nie pomogę. Nie interesuje mnie Tayuya - powiedziałam ostatnie zdanie ostrzejszym tonem. Nie życzyłam sobie, aby ktokolwiek wypytywał mnie o nią. Nie o osobę, którą szczerzę nienawidzę, ale nadal w jakiś sposób tkwi w moim sercu. W tym samym miejscu, gdzie jest pamięć po mym ojcu czy matce.
- Tayuya była narzeczoną Deidary. Została porwana - poinformował i nie spuszczał ze mnie wzroku. Zachowywał się trochę tak, jakby był pieprzonym Sherlockiem, który potrafi odczytać wszystko z najmniejszego gestu czy ruchu.
Teatralnie złapałam się za policzki udając zdziwienie i zaszokowanie danym faktem.
            - Jejku! I co my teraz zrobimy?
Chłopak jedynie pokręcił głową z zażenowania, kiedy skończyłam swoje aktorstwo i uśmiechnęłam się. Dopiłam resztę piwa i odstawiłam butelkę z hukiem na blat.
- Musisz?
- Przepraszam, użyłam trochę za dużo siły.
- Nie o to chodzi… - mruknął zmęczonym głosem.
- Wiem. A ty jakie masz kontakty ze swoją rodziną? Bo myślę, iż nie są za wspaniałe i nie chodzicie co tydzień na spacery. Więc jakie prawo masz krytykować moje zainteresowanie siostrą? Nie znając naszej historii prawie wcale - dokładnie wypowiadałam każde słowo takim samym zimnym tonem. Niemal syczałam w jego stronę. Po prostu bardzo nie lubiłam, gdy ktoś krytykował moje zachowanie, a sam postępował podobnie. To takie… niedojrzałe. Krytyka powinna być uzasadniona, a popierać powinna ją poprawność.
- Skoro nie chcesz pomóc to nie.
- Człowieku. Nie rozmawiałam z osobą o którą pytasz szmat czasu, a ty mi mówisz, że ja nie chcę pomóc? Ja po prostu nie mogę. Naucz się słuchać.
Drań coraz bardziej mnie irytował.
- Nic tu po mnie. Spadam - burknął i poszedł.
Trzask. Drzwi się zamknęły, a ja znów zostałam sama. O, przepraszam. Nie do końca sama. Obok moich nóg plątała się Yume, dając tym samym mi znak, że jest ona głodna. Niesamowite jest to ile potrafi ona zjeść. A przecież to taki mały kotek.

[Sasori]

Siedziałem w swoim małym mieszkanku na przedmieściu. Dzielnica w której mieszkałem nie należała do najlepszych. Sąsiad sąsiada nienawidził i zabiłby go przy najlepszej okazji. Ludzie okradali się z samego ranka nawet z takich rzeczy jak puszka coli. Gdy szedłeś między lasem blokowisk w czystym garniturze, musiałeś znieść nienawistny wzrok każdego człowieka, którego napotkałeś. Ba, a żeby tylko człowieka. Tutaj nawet zwierzęta oraz sama przyroda zdawała się myśleć w sposób destrukcyjny. Nic nie miało szacunku, pojęcie to było kojarzone z czymś złym i obrzydliwym. Bo ponoć ktoś kto potrafił coś szanować, podporządkowywał się temu. Nigdy głębiej nie zastanawiałem się nad tymi słowami i tego nie zmienię. Bowiem boję się, że mają jakiś sens, a co gorsza, zrozumiem go.
Wychowałem się tu. Spędziłem swoje dzieciństwo. Znam każdy zakamarek, każdą kryjówkę, dilera, gwałciciela czy miejscową gnidę. Wszystko. Dlatego tu zostałem, chociaż miałem szansę na lepsze życie na drugim końcu Japonii - Okinawie. Moi rodzice przeprowadzili się tam dokładnie sześć lat temu. Odzywają się raz na pół roku, rok. Nie narzekam.
Poznałem Deidarę, dokładnie dziesięć lat temu. Zaciągał się fajką z jakimiś swoimi przydupasami. Stał pod moją klatką i bacznie się mi przyglądał.
- Te, laluś! Chcesz może zajarać? Mam bardzo dobry towar. Tani. Chcesz? - gderał tym swoim językiem przez chyba pięć minut. Próbował przekonać mnie, abym coś od niego kupił, cokolwiek. Koleś pochodził ze strasznie biednej rodziny. Czasem nie jedli przez dwa dni, bo nie było co. Próbował zarobić, ale ja go zlałem. Nawet nie prychnąłem na jego zachowanie. Niczym szlachcic z godnością szedłem dalej, zmęczony po egzaminach. Wykształcenie przede wszystkim - mawiała matka. Wtedy tak myślałem, więc takie osoby jak Deidara były dla mnie zerem.
To było nasze pierwsze spotkanie. Kolejne miało być dopiero za pół roku w trochę gorszych warunkach.
Spokojnie spacerowałem alejkami, próbując uspokoić swoje myśli. Dzień wcześniej poznałem Itachiego, który przy wszystkich moich znajomych poniżył mnie i zgniótł niczym robaka. Czułem się jak gówno. Jak ktoś z niżu społecznego, a przecież nim nie byłem! Uczyłem się bardzo dobrze w jednym z najlepszych szkół, ale niestety nie pochodziłem z tak bogatej i szanowanej rodziny jak klan Uchiha. Byłem nikim. Kolejną marną istotą w świecie przepełnionym ludzkim gatunkiem.
Nagle mój spokój został przerwany. Usłyszałem szloch. Spojrzałem w prawo w zaciemnione przez drzewa miejsce. Pod jednym z nich ktoś siedział. Pomyślałem, że to jakaś dziewczyna, więc niezręcznie podszedłem bliżej, aby sprawdzić czy jest w mirę porządku.
- Ej. Czego płaczesz?
- Spierdalaj - usłyszałem w odpowiedzi. Co dziwniejsze nie była to dziewczyna, a chłopak.
- I bądź tu człowieku miły - mruknąłem sam do siebie i postanowiłem wrócić do poprzedniego zajęcia.
- Zaczekaj.
Gdyby wtedy się nie otworzył prawdopodobnie nigdy byśmy się już nie widzieli. Deidara by się zaćpał, a ja teraz mieszkałbym na Okinawie i miał przyzwoitą pracę. Czy byłoby lepiej? Raczej nie. Cieszę się, że stało się tak jak się stało.
Douhito był w porządnej depresji. Ktoś z Uchihów zabił jego matkę za to, że nie spłacili im długów. Zapożyczyli się, aby mieć za co przeżyć. Jednak bogaci ludzie tego nie pojmą. Nie tak zadufany w sobie klan. Tydzień później ojciec zapił się na śmierć, a blondyn został sam. Pomogłem mu. Dałem dach nad głową u siebie. Stał się niemal moim bratem, którego na dobrą sprawę nigdy nie miałem. Połączyła nas nienawiść i wspólny wróg do wyeliminowania. Douhito zaczął się uczyć. Skończył liceum, zaczął studia, a w wolnym czasie razem zaczynaliśmy kręcić interes… Nielegalny interes. Działaliśmy, aż staliśmy się znani i na tyle potężni by mierzyć się z klanem Uchiha.

Wyjąłem z kieszeni telefon i odblokowałem go, aby móc przeczytać wiadomość, która przed chwilą przyszła. Kiedy tylko ujrzałem pierwsze zdanie, wiedziałem, że wszyscy zaczynamy pakować się w niezłe tarapaty, a spokój Kioto może zostać zakłócony.

Konan zabiła dziewczynę Itachi’ego.
Czy to ty jej zleciłeś to zadanie?

[Sora]

            - Bal? - zapytałam nie ukrywając niechęci co do pomysłu Sakury.
Siedziałyśmy w parku przy naszej szkole. Urwałyśmy się wcześniej z w-f, bowiem zajęcia te kończyły się na rozgrzewce i jakiś głupich ćwiczeniach, które miały jedynie zapełnić całą godzinę lekcyjną. Żadne z tych głupich wygibasów nie wnosiły nic do mojej kondycji. Były bo były, więc równie dobrze mogło ich by nie być, dlatego na lekcjach wychowania fizycznego pojawiałam się raz na ruski rok.
            Ubrane w płaszcze, patrzyłyśmy jak pierwsze płatki śniegu sypią się z nieba. Zbliżał się koniec listopada, a z nim pierwsze zalążki najsurowszej pory roku. Zdjęłam rękawiczkę i zaczekałam, aż jedna z miliona śnieżynek zapragnie wylądować na mojej dłoni. Już po chwili poczułam delikatne punktowe zimno, które zaraz zniknęło, aby mogło pojawić się następne. Śnieg zaczął padać coraz bardziej, drobnymi płatkami. Czas aby zbierać się do domu.
            - No. Bardziej przyjęcie niż bal. Przyślą ci zaproszenie - powiedziała w końcu. Chuchnęła sobie w dłonie.
            - Czyżbyś załapała bliższe kontakty z Sasuke? - nie ukryłam zaciekawienia tym tematem.
            - Może. Nie udawaj, że cię to interesuje. Przecież…
            - Nie musisz kończyć - przerwałam jej, po czym wstałam. - Do zobaczenia jutro.
            Odeszłam. Prawdą było, że moje stosunki z Haruno się pogorszyły. Stało się tak odkąd bardziej zadaję się z poznaną nie dawno trójką. Ona również nie próżnowała i zakręciła się obok Uchihów. Mogę się założyć, że stała się damą do towarzystwa młodszego z braci. Wie bardzo dużo na ich temat i często przebywa w ich rezydencji. Nie byłam wcale o to zazdrosna. Na dobrą sprawę, przyjmuję obojętne stanowisko. Nasza znajomość, bo przyjaźnią tego nie nazwę, powoli się kończyła i chociaż oby dwie o tym wiedziałyśmy, żadna nie robiła nic aby to zmienić. Tak było wygodniej. Tak było lepiej.
            Szłam przed siebie, ani razu nie spoglądając czy dziewczyna nadal tam siedzi. Byłam po prostu pewna, ze tam jest i odprowadza mnie wzrokiem, który mógł bardzo wiele znaczyć. Haruno zmieniła się w ostatnim nie długim czasie i nikt nie może temu zaprzeczyć. Zmężniała i zaczęła podejmować decyzje, które czasem wymagają poświęcenia. Dojrzała do tego, aby zrozumieć, że jeżeli dalej będzie kroczyć tą ścieżką, którą obrała, za jakiś czas spotkamy się w nieciekawych okolicznościach. Wtedy wyjdzie tylko jedna z nas.
                                                  


            - Dostałam zaproszenie na przyjęcie organizowane przez klan Uchiha - zmieniłam nagle temat.
            Siedziałam na łóżku Konan i cały czas oglądałam jej pokój. Gdybym ja była tak bogata jak ona, raczej nie skusiłabym się na przestępcze życie, a jedynie korzystała ze swoich możliwości. Jednak nie byłam nią, więc jej wybory kompletnie mnie nie interesowały. Zrobiła to co chciała zrobić i to jest jej święta sprawa.
            - O proszę. Gdyby tylko wiedzieli, że to ja zabiłam kochankę Itachiego - mruknęła patrząc przez okno. Po śniegu nie było już śladu. Na ulicach było nadal szaro i smutno.
            - Właśnie. Kto ci to zlecił?
            Zaśmiała się.
            - Czy zawsze ktoś musi wszystko zlecać, Sora? Tutaj chodzi o biznes, w którym będziemy uczestniczyć - powiedziała zadowolona, jakby już wyobrażała sobie basen pieniędzy i korzyści.
            - Biznes, powiadasz… - palnęłam coś od czapy.
Nie wiedziałam jak mam się zachować. Jak rozmawiać z człowiekiem, który posunął się krok dalej ode mnie w byciu nieczystym. Nigdy nie zabiłabym nikogo z własnych pobudek. Musiałbym mieć większy powód niż pieniądze. Dla mnie majątek był niczym. Coś co zawsze przepadnie i nie określa wartości człowieka. Dlatego byłam może nie załamana, ale zdziwiona zachowaniem Konan. Myślałam, że jest osobą… Właśnie jaką?
            Próbowałam utwierdzić się w przekonaniu, że jest podobna do mnie. Jednak przez cały ten czas podsyłałam sobie fałszywe spostrzeżenia. Żyłam w iluzji, którą sama sobie stworzyłam. Konan była człowiekiem biznesu, kierującym się nie zasadami a zyskiem. Ja wolałam iść za tym pierwszym.
            - Tak. Gadałam o tym z Yashiko. Przepraszam, że ciebie i Gaary nie poinformowaliśmy. To była dość spontaniczna decyzja i nadarzyła się okazja, aby to zrobić. W istocie, pierwotny cel nie doszedł do skutku bo nie uzyskaliśmy tych informacji, które chcieliśmy. Jednak jest coś innego - przerwała i spojrzała na mnie - rozpętaliśmy wojnę między dwoma wielkimi gangami i to my możemy nią sterować, jeżeli się postaramy - uśmiechnęła się i odeszła od okna.
            Wyciągnęła z szafy aktówkę.
            - To są dokumenty, które znalazłam w jej torebce. Przejrzyj je sobie. Wracając do tematu. Kiedy bal? - usiadła obok mnie, a ja zabrałam się za prześledzenie tekstu na kartkach.
            - Za dwa tygodnie. Mam zaproszenie z osobą towarzyszącą - mówiłam i śledziłam tekst.
Dokładniej były to chyba kartki z internetowego pamiętnika niedoszłej panny Uchiha. Pisała o przekrętach w samej rodzinie. Z tekstu wynikało, że nawet tak potężny klan jest podzielony i prowadzą ze sobą wewnętrzne konflikty, gdzie nikt nie może sobie ufać. Wspomniała też kilka razy o Syberii i o tym, że teraz należy do Douhito, a Madara w prawdzie nie chce jej odzyskiwać. Chce czegoś innego, ale niestety tego nie wiedziała już nawet ona. Podejrzewała, że kilka lat temu miał z kimś bardzo poważny konflikt, który nie został do końca rozwiązany.
            Wszystko to sprawiało, że miałam coraz większy mętlik w głowie i musiałam w końcu usiąść nad tym i poświęcić trochę czasu na zrozumienie sytuacji w jakiej się znalazłam. Do umysłu dostarczałam coraz więcej informacji, które latały po nim jak dzikie konie po polu, nie posegregowane i nie przeanalizowane. Czułam się jedynie coraz bardziej zmęczona. Jak dziecko, któremu na siłę wpychają jedzenie do buzi, chociaż na razie ma już dość.

            - Idź z Gaarą - zaproponowała, a ja od razu rzuciłam na nią pełen politowania wzrok.
            - Chyba żartujesz.
            - Nie żartuje. Razem więcej zauważycie - wytłumaczyła i wyciągnęła rękę po kartki.
            - Będę musiała się nad tym zastanowić. Denerwuje mnie - westchnęłam - Co do tamtej sprawy… Itachi będzie myślał, że dziewczynę zabili ludzie Deidary w zamian za porwanie Tay.
            - Dokładnie tak. Deidara wynajmie nas do znalezienia Tayuyi. Kiedy będziemy jej szukać możemy również zając się przejęciem niektórych interesów prowadzonych przez Douhito i Uchiha.
            - Skąd taka pewność, ze nas wynajmie? - zapytałam lekko pobudzona. Miałabym szukać swojej siostry. Nie byłam zbyt chętna.
            - Bo już za trzy dni idziemy do jego siedziby rozmawiać o tym. Wczoraj zadzwonił do Yachiko z tą propozycją.
            - Zaufał nam.
            - I o to chodzi. A ty jeżeli się postarasz to Uchiha zaufają tobie.
            - Nie pomyślą wtedy, że możemy ich zdradzić i zabrać im źródło dochodów - mówiłam swoje myśli.
            - Dokładnie, Sora.
Zaśmiałam się. Przypominało to trochę dochodzenie w sprawie morderstwa, które prowadzą detektywi.
            - Musisz dowiedzieć się czy jest duża szansa na to, że Tayuya jest trzymana przez Uchihów.
            - Mówisz, że to moje zadanie.
            - Tak. Znaczy twoje i Gaary bo idziecie na bal.
            - Ja idę, on nie wiadomo. Zależy od mojego kaprysu - sprostowałam.
            - Gdyby miał nie iść powiedziałabyś, że nie - zauważyła i uśmiechnęła się.

[Gaara]

            Prysznic po bieganiu to najlepsze co może być. Uczucie, które towarzyszy po ukończeniu danej trasy w dobrym czasie jest jednym z najlepszych. Może się ono równać do zapalenia fajki po dobrym seksie, czy wypicie dobrego whiskey. Mimo że listopad nie jest najlepszą porą na bieganie to ja i tak to robię. Nie ma dla mnie ograniczeń. Czuję się wtedy wolny. Mogę robić wszystko i nic, ani nikt mi tego nie zabroni. To jest w tym najcudowniejsze. Pan własnego losu.
            - Gaara! - usłyszałem głos mojej siostry.
            Wyszedłem z pokoju, żeby zobaczyć co się stało.
            - Co? - zapytałem, kiedy ujrzałem Temari w czarnej dopasowanej sukience idealnej na wieczorowe bankiety. Nie mówiła, że się gdzieś wybiera.
            - Wychodzę. Będziesz jutro rano?
            - Powinienem być, a co?
            - Bo nie biorę kluczy, a nie chcę stać pod drzwiami - wytłumaczyła i chwyciła swoją czerwoną kopertówkę z półki, która idealnie kolorystycznie pasowała do ust i szpilek.
            - A Kankuro?
            - On jutro idzie do pracy. Jakbyś przebywał trochę więcej w domu to byś wiedział - oburzyła się, a ja puściłem tę uwagę mimo uszu.
            - No to wychodzę. Na razie.
            - Eee, czekaj - zatrzymałem ją i podszedłem bliżej - Gdzie idziesz?
            - Do Shikamaru - odpowiedziała chyba zdziwiona moim zaciekawieniem.
            - Na noc? - jedna brew mimowolnie uniosła się do góry.
            - Tak. Masz z tym jakiś większy problem?
            - Dziś nie, ale nie chce mieć go za dziewięć miesięcy - zironizowałem, a ona tylko wywróciła oczami.
            - Już nie udawaj, że się przejmujesz - sprawdzała mnie.
            - Czasem mi coś odwali i zachowuje się jak dobry braciszek - uśmiechnąłem się i odwróciłem  - Baw się dobrze.
            Byłem pewny, że otworzyła szeroko oczy, a potem uśmiechnęła się, zaskoczona moimi słowami. Cóż czasem można być miłym.

            Pojutrze mieliśmy dostać robotę u Deidary na którą jakoś nie miałem ochoty. Już Sasori lekko zmieszał mnie z błotem, kiedy nie uzyskałem informacji dla niego. Tłumaczyłem mu, że to nie moja wina, tylko Sory. To ona nie chciała nic mówić, albo serio nie wiedziała. Zirytowała mnie. Swoim zachowaniem. Udawała czasem jakąś damę, albo nie wiadomo kogo. Też mi szlachcianka. Nawet korzeni żadnych za ciekawych nie ma, nie mówiąc już o jakiejkolwiek jej rodzinie. Nie ma nikogo.
            Kiedy tak rzucałem na nią przeróżne wiązanki leżąc na łóżku i patrząc się w sufit, zadzwonił telefon. O wilku była mowa.
            - Tak.
            - Widzę, że jesteś w świetnym nastroju.
            - Byłem, póki nie zadzwoniłaś - odgryzłem się.
            Westchnęłą.
            - Jest sprawa.
            - Nie interesuje mnie to - droczyłem się.
            - Słuchaj - podniosła głos. - Idziemy razem na bal do Uchih’ów.
            - Razem? Wstydu mi przyniesiesz jedynie.
            - Przestań się bawić. Mamy misje do wykonania.
            - Niczym żołnierze - zaśmiałem się.
            - Odezwij się jak trochę zmądrzejesz - powiedziała i rozłączyła się.

Kobiety. Mówiła na mnie, a sama miała humor jakby właśnie dostała okresu. I weź tutaj się nie wściekaj, kiedy nawet nie możesz trochę pożartować i rozluźnić atmosfery. Później ci jeszcze powie, że to ja jestem nudny oraz nie da się pogadać. Szału można dostać. Ten cholerny gen musi być jakoś zapisany u wszystkich pań na świecie. Bo niestety prawie każda jest taka.

__________________________________

Och. Jak mnie tu długo nie było. Masakra.
Wybaczycie mi to?
Wgl ktoś jeszcze pamięta o Testamencie? Halooo....
Nie zapominajcie, plz ;____;

Jak zauważyliście wróciłam. Zaczęłam nadrabiać blogi i pisać swoje dalsze.
Coś z nowości?

Mogę was zaprosić na mojego nowego bloga nie Narutowskiego. Jest to nie tyle co opowiadanie, a bardziej pamiętnik, refleksje, psychologiczne przemyślenia, które jedynie obrały postać opowiadania, łączącego prawdę z fikcją. Na razie jest tam prolog i pierwszy rozdział, które nie są długie. Więc jeżeli ktoś może poświęcić chwilę czasu - ZAPRASZAM

Pamiętnik Beznadziejności

Ogarnęłam też trochę galerię i może znaleźć tam nowe rysunki z których można się śmiać. Jestem wręcz pewna, ze moje beztalenci poprawi wam humor XD

Galeria


Taki tam strój.
Także do zobaczenia.

6 komentarzy:

  1. A więc witojcie, towarzyszu. Ja pamiętam! Co dostanę? XD
    Nono, powiem Ci, że mimo Twojej długiej nieobecności tutaj, to jest zajebiście xD
    Rozdział biznes is biznes, no fajnie fajnie. Teraz uważaj, poczuje się jak na jakiejś ocenialni, albo przynajmniej w jakimś stopniu, bo wyłapałam parę błędów, które się powtarzają, a trzeba Ci się pomóc rozwijać, nie?
    Powiedzmy, że te "[Sora]" będę nazywała po prostu części Sory, Sasoriego, Yahiko, blah blah. Połapiesz się, bo tg mało, serio XD
    Więc tak:
    Druga cz. Sory - obydwie piszemy razem, to samo z "niedawno poznaną bla bla", niedługim też razem
    przykład -> nie załamana, ale jakaś tam. Tutaj zaprzeczasz, że nie byłaś załamana. Jeśli niedawno pisałabyś osobno, to mniej więcej wygląda na przeczenie tylko jakbyś zapomniała o przecinku, czyli np. - Jak tam twoja gra? Jakieś postępy?
    - Nie, dawno grałem.
    albo
    - Niedawno grałem.
    Jest różnica, nie? XD Mam nadzieję, że ją widzisz.

    Czytając część Saso wyobrażam go sobie tylko wkurwionego na Deia który mówi "To ja cię stworzyłem, beze mnie byłbyś nikim" XD

    Druga część Sory - pierworodny to raczej może być syn/córka, pomysł lepiej brzmi jako pierwotny xD

    A, no i przed każdy "bo" lepiej stawiaj maniakalnie przecinek. Jebać konsekwencje, to po prostu lepiej wygląda i gwarantuję, że w 90% przypadkach będzie to prawidłowe. Po prostu jebnij przed każdym "bo". Lepiej mieć ich o jeden więcej, co uznają za literówkę, niezauważone kliknięcie przecinka, niż jego brak XD

    Tak więc to tyl e z błędów. Pamiętaj, że "nie" z przymiotnikami piszemy łącznie. Wstawiaj przed "bo" przecinki i będzie dobrze.
    To już koniec dzisiejszego wydania moich wiadomości, widzimy się już w następnym programie. Z miejsca wydarzeń mówił dla państwa Tomek Fiutek XDDDDDDD

    A co do rozdziału to mi się podoba, jest zajebiście, dajesz, mała, jedziesz! xD Pisz częściej, bo jesteś chujem i nas zamęczasz, każąc nam czekać.

    Pozdrawiam, KF(C) xDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. No jestem. xD Tak długo cię o to męczyłam, że nie mogłam nie skomentować. <3

    Yhy. Szukają Tayuyi, yhy. Niech ją znajdą (ale znając Cb, umrze zanim to zrobią... ._.). No.
    Wgl, Sakura bawi się w dziwkę. Suprise? Niee. xD
    Gaara jest tak szczery do bólu, że aż śmieszny. Heheshky.
    .
    .
    .
    Nie wiem co napisać. ;c

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tadaima xD przepraszam za zwłokę, mój word i ja musieliśmy sobie coś wyjaśnić xD (tak, komentarze piszą w wordzie xD przez kilka niezbyt fajnych akcji mojej przeglądarki :P) mniejsza z tym, zaczynam! :D
    Hidan to taki trener sadysta xD nie chciałabym go mieć za jakiegoś nie wiem, wuefistę xD chociaż ja i tak miałam okropną nauczycielkę w gimnazjum, ćwiczyłam nawet mając okres :P ehhh gimnazjum :/ chociaż skoro Hidan jej nie bije, czego wszyscy się spodziewaliśmy, to tyle dobrze xD w ogóle z tą ostatnią przestrogą, że ma się nie mieszać w żadną przestępczość to było to takie awww :3 taki dobry tatuś xD Gaara nieźle na nią zaskakuje w związku z Tay, jest bezczelny :P nawet nie pod swoim dachem się wydziera na w sumie gospodarza – pił jej piwo, co on sobie myśli? >.< xD nie no, w sumie… skoro Tay była tak bardzo za siostrzyczką to mógł nie uwierzyć, że niby nie miały ze sobą kontaktu ;)
    Hehe Saso i Dei zawsze mają jakieś fajne historię poznawcze „Czego płaczesz?” „Spierdalaj” <333 w ich wykonaniu to zawsze uroczo brzmi xD No i przez Dei’a przeszedł na ciemną stronę mocy xD nie ma tego złego, gdyby nie był zabójcą nie były TAAAKI seksowny, tylko seksowny :P
    Bal? Sora i bal? Ciekawe xD widzę, że wielkie BFF Sakury i Sory przeminęło z wiatrem ^^ no cóż, bywa :P Sora przynajmniej nie ma czego żałować ;) w ogóle Konan już przystępuje do swatań xD no cóż, w końcu widzi jak pomiędzy nimi iskrzy xD hehe to b yło do przewidzenia, że na bal pójdzie z Gaarą :P
    On z kolei stał się taki uczynny „- Na no? – Tak, masz z tym jakiś większy problem? – dziś nie, ale nie chcę go mieć za dziewięć miesięcy” hahah xD co się przejmuje? Chyba Tem nie jest taka głupia, by wykorzystywać Gaarę jako niańkę xD co by z tego biednego dziecka wyrosło? Albo zaczęliby się zakładać ile by pożyło :P – czarny humor xD
    Z tym ostatnim to sorry, ale facet jest taki głupi, że nie potrafi dostosować się zachowaniem do sytuacji :P no bo wymagamy powagi bo coś dla nas jest ważne, a ci się wygłupiają i naprawdę to wkurza – byłam w takiej sytuacji xD to nie było fajne – mówisz coś ważnego, a przez tych imbecyli chce się śmiać xD
    Tyle ode mnie, czekam niecierpliwie na następny rozdział :>
    Życzę dużo weny, ochoty, czasu i przyjemności z pisania!
    Pozdrawiam ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Neko kiedy znowu napiszesz ? :) Wybacz że nie skomentowałam wcześniej ale dawno nie zaglądałam . Rozdział jak zwykle świetny ;) I chciałam jeszcze zapytać dlaczego blog jednopartówki z Naruto został usunięty ? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porzuciłam bloga, ale raczej nowy rozdział pojawi się dopiero w rok szkolny. W lato nie istnieje na blogach xd

      Usuń
  5. Aż żałuję, że wcześniej nie znalazłam tego bloga. Oryginalnie, nie powiem, że nie. Historia wydaje się być dopracowana i mam wielką nadzieje, że taka zostanie.
    Ah, nie mogę się doczekać szczerze mówiąc następnych rozdziałów i mam nadzieję, że jakiś niedługo się pojawi.
    Pozdrawiam i życzę weny c:

    OdpowiedzUsuń