poniedziałek, 1 września 2014

Bal fałszywych ludzi 虚偽

[Sora]

            Kap. Kap. Kap. Kap.
Listopad
Kap. Kap. Kap.
Pada.

Stoję na balkonie, który na szczęście jest osłonięty i mogę obserwować krople wody spadające z nieba. Nie boję się, że moja lawendowa sukienka zmoknie. Byłam bezpieczna przed pogodą, bo chronił mnie dach i chociaż na chwilę mogłam odpocząć od ludzi. Ich zakłamanych twarzy, fałszywych uśmiechów i słodkich komplementów. Rzygać mi się od tego.
Było po północy. Bal już dawno zaczął się na dobre. Starsi przyszli w tradycyjnych strojach - kimonach. Młodsi, tak jak ja, preferowali stroje współczesne - sukienki, czy garnitury. Chciałabym móc pokazać się w kimonie, ale kosztuje ono sporo, a i ubrać się nie jest łatwo. Może kiedyś, będę miała dość pieniędzy jak i chęci.
- Zostawiasz mnie samego z bandą idiotów - usłyszałam za sobą znajomy głos. Słyszałam powolne kroki, a zaraz ciepłe powietrze na karku. Chłopak, a może już mężczyzna, stanął obok mnie. W garniturze nie wydawał się być rozwydrzonym, lekkomyślnym chłopakiem, który zdaje się nie mieć marzeń, celów. Nie wydawał się teraz być takim pustym gówniarzem, a kimś kto dąży do czegoś, lecz nie potrafi odnaleźć drogi. Gaara Sabaku wyglądał teraz na mężczyznę.
- Dzięki - sarknął i spojrzał na mnie.
- Przepraszam. Musiałam od nich chwilę odpocząć - wytłumaczyłam patrząc przed siebie. Chciałam chociaż udać, że nie jest jego osobą zainteresowana. Nie po tym, co stało się jeszcze chwilę temu. Nie po tym, co wtedy poczuła.
- Całkowicie cię rozumiem. To towarzystwo nie z naszego świata, oni nigdy nie zaznali tego co my. Jebana burżuazja - prychnął zażenowany - nie znają życia.
- My znamy, ale co nam po tym. Jesteśmy gorsi od nich.
- Gorsi? Z czym oni są lepsi? Bogacą się na nas. Śpią w najlepszych hotelach, kiedy jadą na Malediwy za nasze pieniądze, nie ich. Okradają nas w każdej sekundzie, każdego człowieka. Jesteśmy gorsi w tym, że od czasu do czasu zabijemy taką szuję przez którą inni tracą domy.
Mówił to z pogardą. Patrzył na mnie i recytował dokładnie każde słowo, jakby zwracał się do dziecka, które nic nie rozumie. Jego wzrok nawet nie był taki sam jak zwykle. Turkusowe tęczówki po prostu nie dowierzały, że świat to takie gówno. Czasem miałam wrażenie, że to on chciał być wzorem najgorszego zła. A może tylko mi się teraz to zdawało.
Bo na dobrą sprawę, to ja również każdego ranka wstawałam z tym samym beznadziejnym humorem. Z myślą, że nie mam dla kogo żyć, ani po co. Wiara, iż musi istnieć dobro i zło, a ja jestem przedstawicielką tego drugiego, dodawała mi jakiejś otuchy. To tak jak ludzie tłumaczą sobie śmierć bliskiej sobie osoby - tak musiało być. Ja tak samo budząc się, wiedziałam, że właśnie do tego jestem stworzona. By być zarazą ludzkości i naprawdę chciałam nią być. Bo kiedy uświadamiałam sobie, że ja jestem jedynie głupią muchą, która tylko wkurza w porównaniu do szarańczy, która potrafi zniszczyć dorobek ludzi, chciało mi się płakać. Tak po prostu płakać, bo nie mogę nic zrobić.
Teraz zdałam sobie z tego sprawę. Gaara nie dowierzał, że świat to syf, że życie najbardziej kopie w dupe, a ludzie to gnidy. On to już wiedział, pogodził się z tym. To ja byłam jeszcze dzieckiem przebranym w balową suknię, które udaje, że jest dorosłe. To ja wmawiałam sobie, że jestem złem ostatecznym.
- Sora, żyjesz? - zapytał marszcząc brwi i kładąc rękę na moim ramieniu.
- Tak, tak - westchnęłam. – Wiesz, chyba masz rację - przyznałam patrząc się na niego. Ledwo przeszło mi to zdanie przez usta, bo wraz z jego wypowiedzeniem jakby zniknęło to w co wierzyłam.
- Z czym?
- To nie jest miejsce dla nas. Nie powinno nas tu być. Gadałam już z Sasuke, mam parę ciekawostek dla nas. A ty jak? - starałam się nie mówić szeptem, jedynie obniżyłam ton głosu. Nie chcielibyśmy, aby ktoś nas usłyszał, czy cokolwiek podejrzewał.
- Oprócz małej spiny z Itachi’m, to chyba nic - rzekł, a zaraz spojrzał na kieszeń swoich spodni, z której wyciągnął kawałek zagiętej kartki i schował ją z powrotem. Miał coś, czyli mogliśmy się stąd zmywać.
- Idziemy - rozkazałam i chwyciłam go za rękę, aby szedł za mną.
- Ale gdzie?
- Do mnie - mruknęłam.

***

Kilka dni wcześniej

O umówionej godzinie staliśmy w gabinecie Deidary, mojego niedoszłego szwagra. Przez dłuższą chwilę patrzył się na mnie, aby zaraz po tym zaprosić całą naszą czwórkę do “stołu” na którym stała butelka z trunkiem. Usiedliśmy i czekaliśmy, aż Douhito zacznie mówić. Ten natomiast najpierw polał w sześć szklanek alkohol i dopiero usiadł na przeciwko nas obok swojego wspólnika. Miał na imię Sasori… Tak, Sasori. Mężczyzna podobny do Sabaku.
- Wiecie po co tu jesteście, prawda? - zapytał uśmiechając się. Chyba chciał wprowadzić trochę luźnej atmosfery, ale niestety. Próba nie udana. Nikt nawet nie drgnął.
- Chcemy znać szczegóły - odezwał się Yahiko. Miał normalny głos, nie wyczułam ani nutki strachu czy jakiegokolwiek zawahania. Jestem pewna, że gdybym się odezwała to struny skakałby mi niesamowicie.
Spojrzałam na Konan, która trzymała w ręce szklankę. Patrzyłam jak pije. Żyła i oddychała. Nie było zatrute, więc zrobiłam to samo co dziewczyna. Whiskey, typowe dla kogoś takiego jak Douhito. Więcej nie wiedziałam.
- Tayuyi na pewno nie porwali Uchiha. Ktoś kto ją porwał chce żebym tak myślał. Waszym zadaniem jest ją odnaleźć żywą - powiedział twardym głosem.
- Czy macie jakieś swoje typy? - tym razem to Gaara się odezwał, ale nie patrzyła na blondyna tylko na Sasori’ego.
- Niestety nie. Przez chwilę podejrzewałem Madarę, ale on ma na celu jedynie zniszczenie Hyugi i przejęcie ich tajnych interesów. Nie jest zainteresowany nawet Syberią. Znaleźć sprawcę to wasza robota, kuzynie - rzekł Sasori, a na ostatnie jego słowo otworzyłam szerzej oczy. Gaara to kuzyn Sasoriego. Rzeczywiście byli podobni, ale nigdy bym nie podejrzewała, że Sabaku ma takie kontakty. Pochodzi przecież z dobrej rodziny. Spojrzałam ponownie na niego i niestety w tym samym momencie on zerknął na mnie. Nie chciałam, aby nasz wzrok się spotkał. Nienawidziłam tego krępującego uczucia.
- Sora, wiesz może gdzie jest Hidan? - zpytał blondyn, bacznie mnie obserwując, kiedy odkładał pustą szklankę na stół.
- Podejrzewasz go? - zmrużyłam brwi. W życiu bym go o coś takiego nie oskarżyła. Nigdy nie chciał, abym wpakowała się w to bagno, więc raczej unikał by wszystkiego co mogłoby do tego doprowadzić. W tym mojej rodziny.
- Nie, ale mógłby nam pomóc - wierzyłam, że tak uważa.
- Sama bym chciała go znaleźć. Jestem przekonana, że ktoś go porwał.
Kiedy to powiedziałam Sasori zaśmiał się, co mnie zirytowało. To było chamskie i szczeniackie zachowanie.
- Chyba za mało znałaś Hidana, młoda - skomentował.
- Chyba chcesz dostać w ryj - syknęłam i czułam na sobie wzrok każdego. Patrzyłam na niego gniewnie. Mnie się nie wyśmiewa ot tak. I nie oskarża o małą znajomości mojego opiekuna.
- Eee spokój. - wtrącił Deidara - Chodzi o to, że Hidan raczej nie dał się złapać. Był zbyt… - zawahał się - profesjonalny w swej robocie, że tak to ujmę. - uśmiechnął się i dolał każdemu z nas trunku.
- Chciałeś powiedzieć szalony. Taka prawda był szaleńcem, dlatego był tak nieprzewidywalny, a co za tym idzie profesjonalnym mordercą - dodał Sasori, a z jego twarzy nie schodził zdradziecki uśmieszek. - Wybasz Soro, że cię uraziłem. Jeżeli masz taki sam temperament co siostra, to nie śmiem wątpić, że leżałbym zaraz na podłodze - powiedział, a ja nie wiedziałam czy się ze mnie naśmiewa, czy mówi to całkiem serio. Jego twarz nic nie zdradzała, bo uśmiech nadal na niej tkwił, bez żadnej zmiany. Jednak jeżeli było prawdą to co mówił, to poczułam jakby smutek z powodu, iż nie mogłam poznać mojej siostry, bo na pewno była teraz inna niż kiedyś.
- Sasori, starczy - warknął Gaara. Czyli jednak kuzyn nadal sobie ze mnie żartował, cóż po rodzinie nic nie ginie.
- Dość. Jesteśmy w kontakcie i mam nadzieję, że dobrze wykonacie swoje zlecenie - ponownie usłyszałam stanowczy głos Deidary.
Wypiłam całą whiskey na raz, aby trochę się wyluzować. No frajer zdenerwował mnie. Zauważyłam, że Yahiko zrobił to samo, ale to dlatego bo był już trochę znudzony całą to sytuacją. Widziałam to w jego oczach i w tym jak co chwila zasłania ręką usta gdy ziewa.
- Jeżeli to wszystko, to czy…
- Aaa, co do ciebie Konan - znów blondyn. Ech, temu to się chce gadać. - Możesz mi powiedzieć czemu zabiłaś dziewczynę Itachi’ego.
I wtedy pomyślałam, że mogła się nie odzywać. Że ona i Yahiko mają czasem beznadziejne pomysły. Oraz że zaraz może być zadyma. Na szczęście to ostatnie się nie spełniło. Na wielkie szczęście, bo raczej polała by się krew.
- Osobista sprawa - rzekła niewzruszona.
- Widzisz a ja myślę, że chciałaś być cwańsza od nas, ale ci się to nie udało. Nie wiem dokładniej co chciałaś osiągnąć poprzez to zabójstwo, które miało wywołać większy konflikt pomiędzy mną a Uchiha, ale dam ci pewną radę. Nie rób tego więcej. To był twój ostatni taki wybryk, rozumiesz? - mówił to całkiem spokojnie, jakby nie chciał jej zaraz wpakować kulki w łeb, tylko jakby naprawdę dawał przyjacielską radę. Smutne było to, że tylko jej się oberwało, ale cóż. Yahiko nadal siedział znudzony całą tą sytuacją.
- Zrozumiałam. Możemy iść? - zapytała z lekka lekceważącym tonem, a ja miałam ochotę walnąć ją w łeb. Mogłaby nie wywoływać wilka z lasu tym bardziej, kiedy jest na jego terenie.
- Sasori odprowadzisz ich?
- Owszem - powiedział patrząc się w moją stronę. Przysięgałam sobie, że kiedyś obiję mu tą przystojną buźkę.

Kiedy wyszliśmy Yahiko zaraz się ulotnił tłumacząc, że idzie z Nagato kupować auto. Zostaliśmy w trójkę, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Lekka mżawka.
- Ja też spadam, - zapowiedziała niebieskowłosa - pamiętaj o balu - puściła mi oczko.
- Jaki bal? - dopytywał się czerwonowłosy, a ja nadal patrzyłam za dziewczyną.
Westchnęłąm i odwróciłam się do Gaary.
- Ten na który ze mną idziesz, niestety - rzekłam obojętnie.
- Zgłaszam sprzeciw. Mam lepsze rzeczy do roboty niż pokazywanie się gdzieś z tobą  - rzucił oschle ze zniewagą dla mnie. Zabolało.
- Przykro mi, ale musisz. Jeżeli cię to pocieszy, to dla mnie też jest przytłaczający fakt pójścia gdziekolwiek z twoją osobą - syknęła patrząc na niego gniewnie. Sabaku włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się w ten swój chamski sposób.
- A że niby gdzie ten bal? - zapytał z wyższością w głosie, patrząc na mnie z góry jakbym była robakiem, którego los zależy od niego.
Jebany cwel.
- Przyjęcie będzie w rezydencji zamożnych Uchih’ów.
Zaśmiał się i poczochrał mi włosy ręką. Czułam się maksymalnie poniżona, jak jakiś dzieciak. Strąciłam jego łapę z mojej głowy i szturchnęłam go w pierś, aby odsunął się ode mnie. Zrobił dwa kroki w tył, ale nadal nie przestawał się ze mnie perfidnie śmiać. Zabije go.
- Znajdź sobie innego barana, który tam z tobą pójdzie - powiedział z rozbawieniem.
- Właśnie znalazłam - syknęłam i odwróciłam się. - Dostaniesz sms’a z miejscem i datą spotkania - rzuciłam na odchodne.

***

[Konan]

            - Yahiko?! Co ty tutaj… - nie dokończyłam, bo chłopak bez pozwolenia wszedł do mojego domu i usiadł na fotelu, obok półki na buty. Spojrzałam na niego. Wyglądał prawie tak jak zawsze. Gdybym tylko pominęła pokrwawioną bluzkę, rozwaloną wargę i śliwkę pod okiem, stwierdziłabym, że nic mu nie jest. Zielona koszulka była teraz bardziej bordowa.
            - Nagato jest w szpitalu - tyle powiedział. Jego głos był bardziej oschły.
            Zamknęłam drzwi i stanęłam naprzeciwko niego.
            - Co się stało? Możesz mi powiedzieć?
            - Wdaliśmy się w bójkę - zaśmiał się, patrząc na swoje dłonie. Kostki u prawej były pozdzierane i powoli sączyła się z nich krew.
            - Gratuluję - rzuciłam - Co z nim?
            - Zadajesz za dużo pytań! - warknął i schował twarz w dłonie. Po chwili jednak spojrzał ulotnie na mnie i przeczesał swoje rude włosy. Dupek. Jak może krzyczeć na mnie w moim domu. To, że coś go trapi nie usprawiedliwia jego zachowania.
            - Skoro tak, to się wynoś - powiedziałam spokojnym głosem.
            - Nagato został dźgnięty nożem. Stracił przytomność i dużo krwi - westchnął - A tamci uciekli.
            - Zapamiętałeś ich twarze?
            - Co ci mówiłem o pytaniach - spojrzał na mnie wrogo - tak. Lepiej mnie opatrz, daj jakiś plasterek czy coś - uchwyciłam lekki uśmiech na jego twarzy, ale zniknął tak szybko jak się pojawił.
            - Nie lepiej jechać z tym do szpitala?
            - Konan!
            - Ech, dobra sorry. Za dużo pytań - przewróciłam oczami. - Chodź.
Prowadziłam go do mojej łazienki w milczeniu. Nie byłam pewna czy zdjął buty, ale już nie chciało mi się odzywać. Hinata najwyżej to posprząta, przecież za to jej płacimy. Kiedy otwierałam drzwi do swojego pokoju usłyszałam najukochańszy głos świata. Mój ojciec.
            - Konan, kim jest ten młodzieniec? - jak zwykle miły.
            - To Yahiko mój kolega.
            - Czy wszyscy twoi znajomi muszą być takimi smoluchami? Nawet butów nie zdjął - podwójnie miły.
            Odwróciłam się w jego stronę. Jak mnie denerwuje ta jego parszywa morda. Kiwnęłam ręką na Yahiko, aby wszedł i nic się nie odzywał.
            - Lepsze to niż twoje zakłamane towarzystwo - powiedziałam ze wstrętem.
            - I ty moją córką. Wstyd. Miałem cię zabrać na bal do Uchihów, abyś poznała kilkoro ludzi biznesu, ale ty wolisz takich jak on. Gnidy bez przyszłości.
            Nie chciałam tego słuchać. Bo ile można słyszeć to samo? Te głupie gadki dumnego człowieka. On nawet człowiekiem nie powinien się nazywać. Weszłam do pokoju i udałam się do łazienki skąd wzięłam swoją apteczkę. Yahiko czekał na fotelu.
            - Ładny domek - skomentował - Szkoda tylko, że twój ojciec taki miły.
            - Z butami miał rację - odpowiedziałam wyciągając bandaż i wodę utlenioną.
            Nic się nie odezwał. Przysunęłam sobie stołek obok niego i usiadłam. Miał mocno rozwaloną wargę i nie wiedziałam, czy nie potrzeba szycia. Przetarłam obok rany wacikiem pomoczonym zwykłą wodą. Na szczęście nie drżały mi ręce, ale wiedza, iż Yahiko się temu wszystkiemu przygląda jakoś nie pomagała. Kiedy wytarłam krew, polałam obok rany wodę utlenioną. Boże! Ja kompletnie się nie znam na pierwszej pomocy, a on przyszedł do mnie.
- Teraz może zaboleć - zakomunikowałam.
- Nie jestem dziewicą.
Puściłam tą uwagę mimo uszu. Faceci. Przyłożyłam nasączony spirytusem wacik do rany.
- Aa! Kurwa - syknął i skrzywił się. - Ty to jest alkohol - dodał po chwili.
Zaśmiałam się. I przyłożyłam wacik ponownie do jego ust. Kiedy teraz patrzyłam, rana nie była aż taka rozwlekła. Jednak moja wcześniejsza diagnoza była fałszywa. Nie potrzebował szycia.
- Przepraszam - powiedziałam nadal się lekko śmiejąc. Odłożyłam czerwony wacik.
- To chyba ja cię powinienem przeprosić - powiedział, aby zaraz potem złożyć subtelny pocałunek na mych ustach. Zaskoczona nie wiedziałam co zrobić, a kiedy się ode mnie odsunął byłam jak słup lodu. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić, ruszyć się. Jedynie mrugałam i oddychałam w przyśpieszonym tempie.
- Co… - wdech - to miało… - wydech - znaczyć…
Uśmiechnął się.
- Przepraszam, że tylko tobie się dostało od Dei’a - wytłumaczył, ale ja nadal nic. Oddychałam.
- Ach, że nie wystarczające przeprosiny? Spokojnie podołam zadaniu - i znów zatopił się w moich ustach, tylko tym razem ja nie byłam bierna. Poczułam jak jego dłoń plącze się w moich włosach i przyciąga jeszcze bliżej siebie. Czułam jego ranę. Dłonią gładziłam jego kark. Było zbyt szczęśliwie, żeby mogło być prawdziwie. Dlatego nawet jeżeli to był sen to nie chciałam się budzić.

***

[Sora]

Gdyby ktoś mi powiedział, że sala się w której się wtedy znajdowałam należała do cesarza, to uwierzyłabym mu. Pomieszczenie, które mieściło ponad sto ludzi, stoły z jedzeniem oraz grajków, była przyozdobiona platynowymi żyrandolami, rzeźbami czy drewnorytami na ścianach. Panował przepych jak na dworach barokowych, a każdy człowiek odział na siebie najwykwintniejszy strój. Niektóre kobiety przesadziły z biżuterią, ponieważ bardziej przypominały zachodnią choinkę, niżeli arystokratki. Przy tych ludziach czułam się goła, mając na sobie jedynie skromną lawendową sukienkę do kolan oraz złote i czarne akcenty w postaci butów czy naszyjnika.
Pierwsze co zrobiliśmy po przyjściu to wypiliśmy na raz kieliszek szampana. Tak rozluźniająco. Nic nie podziałało, dlatego po chwili w dłoniach znów trzymaliśmy pełne kieliszki słabego trunku. Obserwowałam w milczeniu inne osoby, dopóki nie wyszedł Madara i nie przemówił. Życzył wszystkim udanej zabawy i podziękował za przyjście oraz zaprosił do pierwszego tańca.
- Umiesz tańczyć? - zapytał się mnie czerwonowłosy.
- Średnio - skrzywiłam się.
- To sobie to darujemy. Nie chce być podeptany - mruknął złośliwie. Miły jak zawsze.
- Chociaż raz skończ i weź się za robotę - sarknęłąm.
- Nie moja wina, że nie umiesz tańczyć, kobieto.
- Zamknij się.
Dopiłam szampana i oddaliłam się. Kiedy skończyli tańczyć wypatrywałam wzrokiem, któregoś z Uchihów, ale niestety. Skończyło się na tym, ze usiadłam na krześle obok stołu z drinkami i czekałam sama nie wiem na co.
- Witam. Jestem Fakuda, a pani piękne imię jak brzmi? - usłyszałam głos dojrzałego mężczyzny. Odwróciłam głowę w prawo i zauważyłam nieznajomego po czterdziestce, który siedział obok mnie z Martini w ręku. Zalotnie się do mnie uśmiechał. Myślałam, że rzygnę.
- Sora, proszę pana - mruknęłam - Widział pan może gdzieś Sasuke Uchiha? - zapytała, a nóż mi wskaże miejsce, gdzie jest.
- Proszę mi mówić na ty - upił łyk alkoholu - Pan Uchiha przed chwilą przyszedł ze swoją nową znajomą.
- Pan wybaczy w takim razie, ale muszę udać się do Sasuke - jakoś nie mogłam się przełamać, aby mówić do niego po imieniu. Wstałam i wsunęłam krzesło.
- Może udać się z panią - i znów ten zalotny uśmiech.
- Przepraszam, ale to prywatna sprawa.
Co za typ. Niech znajdzie sobie kogoś w swoim wieku, a nie ciągnie do małolaty. Kiedy zauważyłam już Sasuke udałam się w jego stronę. Niestety nie był sam, obok niego stała Sakura. To akurat mogłam przewidzieć.
- Witam was.
- Sora. Dobrze, że przyszłaś - zagaiła Haruno z uśmiechem na twarzy.
- Tak, tak. Dziękuję za zaproszenie - ach, te sztuczne uprzejmości. Kurwa, wcale nie chciałam przychodzić na jakiś sztywny bankiet.
- Prowadziłem ostatnio z tobą interesy, więc jak mógłbym cię nie zaprosić. Jak się sprawdza sztylet?
- Jest idealny. Podcinanie komuś gardeł nim, to czysta przyjemność - zaśmialiśmy się w trójkę. To nie była prawda, a potrzebne kłamstwo dla rozluźnienia atmosfery. - Czy mogłabym zamienić z tobą parę słów, Sasuke? - zapytałam zerkając na Sakurę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, ale w oczach było widać zdziwienie oraz zaciekawienie. Ostatnim czasem nie dogadywałam się z nią tak jak kiedyś i nasz kontakt się trochę ukrócił, ale miałam nadzieję, że nie wydłubie mi za to oczu. Znaczy, że nie będzie próbowała.
- Jasne. Poczekasz tu na mnie - nie zapytał, a rozkazał różowowłosej.
Wyszliśmy na dwór do ogrodu, gdzie przy blasku sztucznego oświetlenia, pięknie prezentowały się japońskie klony. Naprawdę te drzewa są niesamowicie malownicze i mogą być wizytówką jesiennej Japonii. Usiedliśmy na jednej z ławek. Na chwilę zdjęłam swoje czarne szpilki. Nie byłam przyzwyczajona do chodzenia w nich, dlatego moje stopy coraz bardziej błagały o litość.
- Więc o co chodzi? - zapytał z zaciekawieniem.
- O dziewczynę Itachiego, a dokładniej o to kto ją zabił - powiedziałam twardym głosem.
- Ludzie Deidary? - zgadywał.
- Właśnie nie. Nie ma w tym celu…
- O ile wiem porwano mu narzeczoną. Pewnie myśli, że to my. Jego celem jest zemsta i zastraszenie - przerwał mi oschłym głosem.
- Tayuya jest moją siostrą. Z tego powodu kontaktowałam się z Douhito i wiem, że on nie zabił tej kobiety. Jestem tego pewna, Sasuke. Ktoś kto to zrobił, chce abyście tak myśleli.
- Masz jakieś swoje typy? I dlaczego mi to mówisz?
- Mówię ci to, bo oczekuję czegoś w zamian. Macie ludzi w policji w więzieniu, oraz kilku ekspertów od kryminalistyki. Chcę odnaleźć siostrę - powiedziałam z wiarygodnością. Wierzył we wszystkie moje słowa, które powiedziałam. - Co do typów to mam jednego. Jak wiesz jestem uczennicą Hidana, ale on zniknął. To morderstwo miało charakterystyczne dla niego znaki.
- Po co miałby to robić? - dopytywał. Chciał się upewnić, czy szczerze z nim rozmawiam.
- Żeby was skłócić. Bylibyście w stanie wojny, a wtedy on zgarnął by majątki dla siebie. To cwany lis i jak to się tam mówi, gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta, czy coś takiego - uśmiechnęłam się.
- Ale nie jesteś pewna, że to on?
- Pewna być nie mogę, jednak mogę go znaleźć z waszą pomocą.
- Jaki proponujesz układ? - zapytał. Tak! Zadanie wykonane. Rybka złapana na przynętę. Genialnie. Czułam jak się cała raduję w duchu. Na zewnątrz jednak wyglądałam cały czas tak samo. Musiałam zachować pokerową twarz. Nie dać rozpoznać po sobie euforii.
- Ja złapię dla was Hidana, a wy udzielicie mi pomocy paru policjantów.
- Myślę, że mój brat bardzo się na to ucieszy. Zgoda. Daj mi jutro nazwiska policjantów, których chcesz do swojej dyspozycji.
- Oczywiście. Ach i jeszcze coś. Macie jakiekolwiek notowania o Hidanie? Gdybym zwiększyła swoją wiedzę znacznie by mi to pomogło.
- Zobaczę - nie zobaczysz, tylko mi to dasz.
- Dobrze.
- Ufam ci Sora i nie zmarnuj tego. Jeżeli nas wykiwasz, będzie z tobą źle.
Jedynie się uśmiechnęłam i z powrotem założyłam buty. Znów te boleści. Sasuke odprowadził mnie do wejścia, ale sam zaraz zniknął. Weszłam do środka, gdzie właśnie panował niesamowity gwar. Połowa tańczyła, a druga połowa rozmawiał, piła i jadła. Niektórzy już nie wyglądali na takich dostojnych panów, tylko jak zapite świnie.
- Soro moja droga, czemuż kazałaś mi tyle czekać? - o nie, znów ten typ. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Musiałam trochę unieść głowę, bo gościu miał z jakieś metr dziewięćdziesiąt. Jak na Japończyka był on wielkoludem. Chociaż chwila. Miał europejskie rysy twarzy, więc w sumie to nie aż tak dziwne, że jest wysoki.  
- Musiałam załatwić swoje sprawy - odparłam beznamiętnie.
- Więc chyba teraz pozwolisz, że poproszę cię do tańca? - zapytał i wyjął dłoń.
Dobra był przystojny, ale trochę godności. Czy nie stać go na laskę w swoim wieku, tylko mnie się uczepił jak jakiś rzep. O mało się nie zakrztusiłam swoją sliną.
- Niestety kiepsko tańczę - rzekłam nieśmiało, może to go zniechęci. Wyjdę na jakąś zagubioną w świecie małolatę czy coś. Błagam, żeby tak to zrozumiał. Nie chce być nie miła i robić o sobie złą opinię. To paradoksalne, nieważne.
- To mężczyzna prowadzi. Nie daj się prosić - nalegał.
Niechętnie ujęłam jego dłoń. Wytrzymam. To tylko jedna melodia, jeden taniec i zniknę. Obią mnie w talii i nie przestawał na mnie patrzeć. Speszona odwróciłam wzrok i dopiero po chwili przyłapałam się na tym, że wypatruję Gaary. Teraz naprawdę chciałam go zobaczyć. Nie wiem czy to by w czymś pomogło, ale może jakoś by zrozumiał, ze jestem w niemiłych tarapatach.
- Jestem bogatym biznesmenem z Nary i powiem szczerze, ze nigdy nie widziałem tak pięknej panny - zaczął gadać i rzucać komplementami z dupy. Niech tylko jeszcze zapyta czy spadłam z nieba…
- Jest tu trochę tłoczno, może…
- Przepraszam bardzo, ale Sora musi jeszcze zatańczyć ze mną - dzięki Bogu, Gaara.
- To raczej ona decyduje - warknął mężczyzna.
O boże nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale nie powiem. To całkiem przyjemne, kiedy dwóch gości rywalizuje tak jakby o ciebie. Patrzyłam to na jednego to na drugiego i lekko się uśmiechnęłam.
- Przykro mi, ale wolę młodszych - rzekłam i przeszłam do Sabaku.
- Panu dziękujemy - nie powstrzymał się od złośliwego komentarza, kiedy obejmował mnie w talii. Położyłam swoją rękę na jego barku. Powolnie poruszaliśmy się w rytm muzyki i tym razem nie unikałam wzroku mojego partnera. Wręcz przeciwnie, cały czas z grobowymi minami się na siebie patrzyliśmy, aż w końcu on się uśmiechnął.
- Widzę, że masz wzięcie tylko u starszych - czar prysł i powrócił irytujący Gaara.
- Ty nie masz za to w ogóle - warknęłam.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz. Ja dostałem jakiś wygląd, nie to co ty- zaśmiał się.
Chyba miałam go już dość na dzisiejszy wieczór. Chciałam odejść, ale wtedy poczułam, że mocnej ściska mnie w tali i przyciąga. Spojrzałam na niego naburmuszona.
- Piosenka się jeszcze nie skończyła - mruknął mi do ucha.
Nie byłam pewna, ale chyba zrobiłam się czerwona. Może nie byłam jakimś burakiem, ale moja porcelanowa cera na pewno zaróżowiała.
- Ale ja skończyłam, kotku - szepnęłam.
- To mężczyzna prowadzi, więc mężczyzna decyduje - poczułam jak muska mnie swoimi wargami w policzek. Może niechcący, ale na pewno to zrobił. Wtedy to odsunął głowę i spojrzał na mnie, a ja próbowałam nie odwracać wzroku, ale niestety zaraz to zrobiłam. Nic się już nie odezwałam, speszona całą tą sytuacją. Takie romanse nie są dla mnie. Nie wiem jak się odzywać, co robić.
Patrzyłam na innych. Starsze panie w kimonach niestety nie mogły tańczyć, więc jedynie dyskutowały. Może o sprawach biznesowych, może o rodzinach, dzieciach. Próbowałam czymś zająć swoje myśli, niż zadręczać się tym, że Sabaku pewnie cały czas na mnie patrzy i w duchu się ze mnie śmieje. Prostak.
Melodia dobiegła końca.
- Chyba od takiej strony mnie nie znałaś - powiedział.
- Może to i dobrze - odetchnęłam, musiałam być sobą. Walnąć jakąś głupią ripostę, musiałam. - Romans w pracy to kiepska sprawa.
- Mi tam się dobrze oglądało “Pan i Pani Smith” - zaśmiał się.
- Niestety nigdy nie słyszałam o tym filmie - powiedziałam samą prawdę.
- Może nie będziesz musiała go oglądać.
- Może…
Delikatnie pocałował moją dłoń jak prawdziwy gentleman.
- Nie patrz się tak. Więcej razy nie zobaczysz mnie w takim wydaniu - zapowiedział.
- Nie wątpię. Muszę się przewietrzyć.
Odeszłam. Jak najszybciej. Weszłam na pierwsze piętro gdzie było znacznie mniej osób. Kątem oka zauważyłam, ze na jednym z balkonów nikogo nie ma. Udałam się w tamtą stronę.

Kiedy wyszłam od razu przeszły mi ciarki. Zrobiło się zimniej, a z nieba powoli zaczęły spadać krople deszczu. Minęła północ.

______________________________

No dobra jednak wróciłam, bo mi było cholernie szkoda. 
Wybrałam opcję nr 3, znaczy to wy ją wybraliście. Naprawdę wielkie dzięki, że ktoś odpisał.  To dużo daje.
Ogólnie nie miałam pomysłu na ten a'la bal, ale kiedy usiadłam i zaczęłam pisać to nie mogłam się oderwać. Nagle dostałam zastrzyk z weną. To naprawdę cudowne uczucie.
Rozdział będzie raz na miesiąc, publikowany w pierwszym tygodniu każdego miesiąca.
Z blogami zalegam, wiem. Przepraszam. Już nadrabiam, ale póki co nie skomentowałam.
Dziś 1 września, tak mówię, żeby jeszcze bardziej zdołować.

Także bajo. Do zobaczenia w październiku z kolejnym rozdziałem :)


<3

A w wakacje widziałam się z Kirą XD

5 komentarzy:

  1. Masz szczęście, że wybrałaś opcję 3 xd
    Co do notki to dobrze wiesz, że jest świetna. Wyobrażałam sobie ich wspólny taniec w myślach i powiem szczerze podobało mi się to xd Złośliwe teksty zawsze będą im towarzyszyć, ale Sora powinna jednak inaczej pomyśleć o tych romansach :3
    Miesiąc na rozdział to długo, ale jakoś wytrzymam XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, długo Cię nie było! Za długo! I dostaniesz ochrzan teraz, prosto ode mnie, no. Albo w sumie nie, bo jestem już po szkole i jestem padnięta - nie dam rady wymyślać jakiś kreatywnych obelg :c Więc od razu przejdę do komentowania.
    Trochę błędów jest, w sumie pisałaś mi, że sprawdzałaś, więc może ich po prostu nie zauważyłaś (jestem za leniwa, żeby je tutaj spisywać ;_;). Rozdział krótki, zdecydowanie za krótki! Ja się wkręciłam w te wszystkie akcje, a tu nota od autora... Masz Ty serce? ;<
    W sumie Gaara to trochę taki dupek, lubi się ponabijać z Sory (znaczy, ja wiem że to taki nieudolny flirt), ale cholera, oni są zabójczy *-* Ja już chcę widzieć Twój plan, kiedyś mi coś tam mówiłaś o ich "zbliżeniu" (bosze, jak to brzmi hahah), ale nadal jestem ciekawa, jak to rozegrasz ;>
    Biedny Dei bez Tay </3 On to chyba zrobi wszystko, żeby uratować swoją narzeczoną. Swoją drogą musisz mieć to chyba wszystko nieźle zaplanowane i poukładane - całe te sprawy mafii, klany, Syberia i reszta... Mam nadzieję, że się nie pogubisz, chociaż wątpię, bo akurat w pisaniu takich rzeczy jesteś świetna :D
    Konan i Yahiko - WUT?! On ją serio pocałował? Bo był wdzięczny? Bo mu było przykro? Bo zrozumiał, że był w stosunku do niej parszywym dupkiem?
    Moja domyślna odpowiedź brzmi: nie. Nie podoba mi się to i chociaż naprawdę chciałabym się cieszyć (bo w sumie się cieszę, uwielbiam YahiKona ♥), ale coś mi tutaj śmierdzi. Czego chce ten Yahiko od tej biednej, zakochanej Konan?
    GAARA POSZEDŁ DO SORY! Co się będzie działo? No nie wytrzymam miesiąca ;_;
    Ja jebie, starzy, podrywający małolaty faceci są obleśni (tak jak ten facet, o którym Ci opowiadałam XDD), dobrze, że nasz pan No Sabaku zachował się bohatersko i wybawił niewiastę tańcem.
    "[...] poczułam jak muska mnie swoimi wargami w policzek. Może niechcący, ale na pewno to zrobił. Wtedy to odsunął głowę i spojrzał na mnie, a ja próbowałam nie odwracać wzroku, ale niestety zaraz to zrobiłam." Kyaaaaa, to takie słodkie! Nie wiedziałam, że mogę postrzegać morderców jako słodkich, ale oni tacy są! :3
    Nie przejmuj się małą ilością komentarzy - spójrz na liczbę wyświetleń! Po prostu ludziom nie chce się komentować, a to normalne, bo albo są zmęczeni, albo nie mają czasu, albo nie mogą zebrać myśli albo są leniami, jak ja. Ale dla Ciebie się przemogłam i skomentowałam :*
    Także ten, nie porzucaj bloga bo ma wieeelki potencjał i robisz się w pisaniu coraz lepsza, porównując pierwsze rozdziały na "Przeszłości...".
    Trzym się ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No to teraz chyba moja kolej :P oczywiście spóźniona, no taka ja… mam nadzieje, ze mi wybaczysz ten błąd xD może najpierw zacznę od tego, że bardzo się cieszę, że wróciłaś i dokańczasz tego bloga :D wypoczęłaś po wakacjach, aby :D a jak powiedziała koleżanka wyżej komentarzami się nie przejmuj, mówię to z wielkim bólem dupy, ale jak chcesz mieć dużo komentarzy to musisz zrobić opowiadanie SasuSaku :P niestety one mają największe branie, co mnie szczerze dziwi no, ale nic nie poradzimy :P
    Przechodzę do rzeczy…! :D
    Pierwszy wątek sobie zostawię na koniec :P więc wpierw wizyta u Deidary i czuć trochę to napięcie :P jak szwagra jeszcze w pewnym sensie polubiła to Sasoriego już nie xD no, jak tak mogła xD przecież się uśmiechał! No ale robił te swoje drewniane żarty xD mógłby sobie darować :P no, ale Sora potrafi się bronić, ćwiczy na Gaarze xD fajnie się wypowiadali o Hidanie… pasuje mu taka opinia xD Gaara nie ma nic do powiedzenia w kwestii zaproszenia na bal xD ma iść i już! Boże, kocham ją <3 Sora taka władcza <3 też lubię się rządzić, ale w odróżnieniu od niej, jestem miła i kompromisowa :P
    Konan… nie lubię jej stosunku do rodziców… rodzica się mimo wszystko szanuję – no ale zważywszy na jej zawód (xD) to chyba może sobie pozwolić na mienie-wszystkiego-w-dupie :P Yahiko to też xD no kurwa, co to było xD sorry, kocham ich, ale ja pierdole xD „zadajesz za dużo pytań” nie dużo tylko pięć xD jeszcze te rozkazy „opatrz mnie” o wejściu w buciorach już nie wspomnę xD traktuje Konan jak jakąś osobista niewolnicę xD a potem to całowanie, znaczy bardzo super, ale nie w taki sposób…! Biedna Konan pewnie będzie sądzić, że są razem i w ogóle, a on jej pewnie powie, że to nie było na poważnie, że spierdalaj :/ :/
    O rany, ten bal… to rzadkość, by robić imprezy na których się tańczy, no ale widzę, że to był jakiś poważny bankiet ^^ Gaara fajnie z tym tańcem powiedział, nie chciał zostać wydeptany xD no tak, w końcu ubrał na siebie garnitur, a nie dywan :P potem ten staruch się dowala, bleh… :/wstydu takie pryki nie mają :/ ja się dziwię Sorze, że zgodziła się na taniec z nim i jeszcze tak kulturalnie się do niego odnosi „dziękuję”, „proszę”, „przepraszam” XD nie wiem czy bym tak potrafiła w stosunku do namolnego faceta xD na szczęście Gaara, niczym rycerz w złotej zbroi zjawił się i odbił swoją kobietę xD i nie zdeptała go xD a jaj wcześniejsza rozmowa z Sasuke, on jest taki głupi i naiwny, że się nie dziwie, że połknął haczyk :> w dodatku przyszedł z Sakurą, i już wiemy kto zdobył tytuł najgorszej pary :> życie xD
    No i widzę doszło do spiny między Gaarą i Itachim, jaka szkoda, że tego nie opisałaś :< w ogóle Sora zaprosiła Gaarę do siebie :O :O :O wohohoho <333 nie mogę się doczekać po co? XDDD
    Tyle ode mnie xD czekam na następny rozdział :D
    Życzę weny, czasu, ochoty i przyjemności z pisania :* :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń